„Conan i pradawni bogowie”, Robert E. Howard

„A przez jego strach przebiegała przyprawiająca o mdłości odraza do dokonanego odkrycia. Legenda o Akivashy była strasznie stara, a pośród zaprawionych złem opowieści o niej przewijał się wątek urody oraz idealizmu, a także wiecznej młodości. Dla jakże wielu marzycieli, poetów i kochanków nie była ona wyłącznie złą księżniczką ze stygijskiej legendy, lecz symbolem nieśmiertelnej młodości i piękna błyszczącym na zawsze w jakimś odległym państwie bogów. A tu była ohydna rzeczywistość. To plugawe wynaturzenie stanowiło prawdę o tym trwającym wiecznie życiu. W jego fizyczną odrazę wdarło się poczucie zdruzgotanego marzenia o boskiej chwale człowieka, jej połyskujące złoto okazało się szlamem i kosmicznym brudem. Owionęła go fala poczucia daremności, niejasny strach przed fałszem wszelkich ludzkich marzeń i bogów.